Rano było paskudnie - wiatr, czarne chmury na niebie.
Ostatnio parę razy zrobiłam z siebie twardziela i popełzłam do pracy piechotą, mimo masakry pogodowej. Dziś, pomna wichury i ulewy nocnej, skapitulowałam i wzięłam auto.
Bo miałam przeczucie, a nawet Przeczucie.
I co? I oczywiście się przejaśniło, pogoda wręcz wiosenna. Tylko wiatr gwiżdże.
Chyba dziś będę hula-hopać co najmniej 30 minut.
Jako zadośćuczynienie czy coś... ;]