czwartek, 31 stycznia 2013

Pogoda mnie zmyliła

Rano było paskudnie - wiatr, czarne chmury na niebie. 
Ostatnio parę razy zrobiłam z siebie twardziela i popełzłam do pracy piechotą, mimo masakry pogodowej. Dziś, pomna wichury i ulewy nocnej, skapitulowałam i wzięłam auto.
Bo miałam przeczucie, a nawet Przeczucie.
I co? I oczywiście się przejaśniło, pogoda wręcz wiosenna. Tylko wiatr gwiżdże.

Chyba dziś będę hula-hopać co najmniej 30 minut. 
Jako zadośćuczynienie czy coś... ;]

środa, 30 stycznia 2013

Wieczór pełen heroizmu ;]

Muszę się pochwalić.
Zjadłam mały obiad, potem małą kolację. I wciąż na głodzie lekkim, ale nic to.

Nagle Szanowny też poczuł się głodny. I o godzinie 20.30 (!!!) zaczął smażyć jajecznicę i robić grzanki z serem. Wyobrażacie sobie?! To było nieludzkie z jego strony.
Prawie skapitulowałam, bo zapachy... sami wiecie... :/

Ale byłam twarda. 
I poszłam hula-hopać, o! 
Heroiczne to było, zaprawdę powiadam Wam :]

wtorek, 29 stycznia 2013

Lepiej mi :)

Odkąd (prawie) codziennie choć troszkę ćwiczę, czuję się jakoś lepiej.
Lżej.
Mniej ociężale.
To też jest motywacja :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Tort, ale też a kysz, popcornie!

Byliśmy dziś na urodzinach mojej bratanicy. 
Obiad, tort, te sprawy... :] 
Ale nie obżarłam się!
Obiadek spokojnie, tort i tak dziecko mi wyżarło. Najpierw darło się, że ona nie chce tortu. Ok, nikt nie zmusza. Potem dorwała się do mojej porcji, zjadła pół, a następnie zażądała własnego kawałka na osobnym talerzyku. 
Zmienność decyzji gwarancją ciągłości dowodzenia.
Albo jakoś tak... :]

A wieczorem Szanowny wyprodukował michę popcornu w ramach seansu serialowego. Oparłam się jednak pokusie i nie zjadłam ani odrobinki.

I hula-hopałam przez 18 minut, o! 
I mam następne 2 książki, które czekają w kolejce do hula-hopowych seansów czytelniczych. Czyli motywacja pomocnicza zapewniona na jakiś czas ;]

Na wagę wlazłam, ale wyniki nie kwalifikują się jeszcze do publikacji. 
Jest lepiej, ale niestety, Święta pozostawiły po sobie ślad. 
Tłusty ślad na moim tyłku, wzdech... :/

czwartek, 24 stycznia 2013

Chyba przestanę kupować spodnie...

Bo co kupię, to okazuje się, że nie trafiam w rozmiar. Za duże kupuję, chociaż niby mierzę się wg tabelek :/
Z jednymi tak przesadziłam, że całkiem się ich pozbyłam. 
Resztę, w postaci dwóch par, ma mi zwęzić Tata. Tylko maszyna do szycia stacjonuje w nieogrzewanym pomieszczeniu, więc póki co - z uwagi na mrozy - dłuższe przebywanie tam odpada.

Ostatnio zakupiona para wydawał się idealna. Tylko na długość musiałam je "wyedytować", ale to standard w moim przypadku, więc spoko...
Ale nie, po jednym dniu okazało się, że gacie są jednak za szerokie.
I o! 
Co ja mam zrobić? 
Nie cierpię kupować w sklepach stacjonarnych, Internet jest dla mnie wybawieniem, ale te "niewypały" ostatnie mnie trochę zirytowały. 
Wiem, wiem, mogę oddać, wymienić, bla bla bla... Tylko, że nie chce mi się... Zwłaszcza, że do niedawna nie miałam takich problemów.

Rozmiar mi fluktuuje czy jaka cholera?

środa, 23 stycznia 2013

Pokonałam czipsy!

No!
Dziś oparłam się czipsowej pokusie, kiedy to Pan Ka zaserwował michę jako załącznik do serialu. 
Będę twarda, nie ruszę tego dziadostwa!

Na wagę nie wlazłam. Jeszcze nie... :/

Pokarało mnie...

Wczoraj wieczorem, oglądając "Gwiezdne wrota" skusiłam się na czipsy. Wbrew obietnicom złożonym samej sobie.
I pokarało mnie.
Ból żołądka okrutny, masakra. 
Musiałam ratować się wodą z sodą. Na szczęście pomogło i obyło się bez większych sensacji ;)
Ale mam czipsowstręt. Który zamierzam podsycać.
O!

wtorek, 22 stycznia 2013

Dieta wodna ;)

Nie, no nie ma takiej diety. 
Chyba.
Po prostu staram się dużo pić. W pracy mam dzbanek z przegotowaną wodą i popijam sobie cały dzionek. Do tego przynajmniej dwie herbaty (zielone, aczkolwiek z "pieluszki" niestety). I jakoś leci. Mniej się chce jeść :]

środa, 16 stycznia 2013

Trzymam się

Mniej jem.
Codziennie twardo hula-hopam.

Ale dziś wciągnęłam w pracy kilka służbowych ciastek :/ Tłumaczę się, że zaczął mi się okres. I byłam głodna. I chciało mi się słodkiego. 
Nie, to mnie nie tłumaczy, heh... Niestety, nie mam jednak wyrzutów sumienia :P

No i na razie nie włażę na wagę. 
Wejdę w poniedziałek. Może. Bo może stchórzę... ;]

wtorek, 15 stycznia 2013

Zakręcona

Bolą mnie ręce od odśnieżania. Tudzież od latania potem po ogródku z łopatą w ramach zabawy z dzieckiem - "Mamo, usyp mi tu wieeeelką górkę. Taki pałac, dobrze?" Drugi dzień już tak latam.

Bolą mnie też nogi od codziennego brnięcia przez śniegi i zaspy. 
Do pracy. 
Z pracy. 
I potem jeszcze galopki po ogrodzie. Z łopatą lub bez...

Nie, nie narzekam! Obecne wydanie zimy mnie zachwyca. Jest biało, mroźno, och i ach :) Szkoda tylko, że najpiękniejsze godziny dnia muszę siedzieć w biurze. No ale cóż... ;]

Do tego dziś chyba jakoś źle kliknęłam w odmierzacz czasu w telefonie. 
Kręcę tym hula-hopem i kręcę, wciągnęłam kolejny rozdział książki, i kolejny, i wciąż nie słychać pikania głoszącego koniec. Jak już nogi mnie zaczęły pobolewać, zerknęłam na komórę. 
Tia... czasoodmierzacz ustawiony, owszem... Tylko wciąż na starcie, heh...
No i dziś - zamiast 17 minut (przedłużyłam czas o 2 minuty, hehe...) - zakręciłam się ponad 25.

Tak, czuję to zakręcenie w wielu miejscach ciała... :]

sobota, 12 stycznia 2013

PPN

Próbuję od wczoraj wdrożyć Poświąteczny Program Naprawczy
Dopiero... 
Dojrzewałam do tego, hehe :]

Zaczynam delikatnie, żeby się nie zniechęcić.
  1. Mniej jeść.
  2. Unikać słodyczy.
  3. I czipsów.
  4. Starać się nie jeść po 18.00.
  5. A najlepiej nie jeść kolacji wcale.
  6. 15 minut dziennie kręcić hula-hop.

Na razie w miarę się udaje. 

Zwłaszcza pkt 6 lubię bardzo, bo wreszcie znalazłam czas na czytanie książek - nastawiam odliczanie czasu w telefonie, biorę książkę, zakręcam hula-hop i przez 15 minut mogę spokojnie oddać się lekturze.
 Z czasem zamierzam wydłużyć kręcenie, ale nie można od razu zacząć długo hulać i hopać, bo to - kurcze - boli. Ciało się odzwyczaiło. Aczkolwiek tłuszczyk nieco amortyzuje, nie to co kiedyś - obijałam se kości, no... :]

czwartek, 3 stycznia 2013

Upasłam się znowu...

Oczywiście nie z własnej winy, ooo nieee... To Święta wszystkiemu winne są, no!
Na szczęście teraz apetyt ma tendencję zniżkową, więc mam nadzieje, że wyjdę z tego z twarzą, wzdech...
Wczoraj nawet udało się nie zjeść kolacji >duma<