wtorek, 30 kwietnia 2013

Zakupy

Właśnie robię coś, od czego podobno powinnam zacząć. Czyli kupuję buty do biegania.
Naczytałam się o pronacji, supinacji i innych takich... Na szczęście wychodzi mi z domowych testów, żem jest przeciętniakiem uniwersalnym. Ufff... ;]
Nie chcę wydawać za dużo, ale wiadomo - na badziewie też mnie nie stać. A do tego chciałabym, żeby butki ładnie wyglądały :] Więc rozumiecie - trochę tych wymagań jest... ;]

Ale żeby nie było - dziś też wylazłam w teren. Tylko, cholera, Endomondo nie złapało satelity i nie wykryło mi trasy.
Wylazłam mimo deszczu. Duma mnie rozpiera.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Ból istnienia

Nogi mnie bolą. Dopiero po dzisiejszym "biegu".
Nie wiem, co będzie jutro...
Na dodatek tak się zacietrzewiłam wewnętrznie, że zamiast hula-hopać, koniecznie musiałam spłodzić posta na blogu głównym. Pawiowy post, ostrzegam...

niedziela, 28 kwietnia 2013

Jaa cieee!

Udało się.
Wytrwałam w postanowieniu i poszłam pobiegać.
No ok, powiedzmy... hmm... wykonać marszobieg.
I wróciłam o własnych siłach. I żyję! Mało tego - przepełnia mnie podejrzana energia... ;]

Ale żebyście nie myśleli, że pokonałam jakiś mega dystans. O nie...
Endomondo poinformowało mnie, że przebiegłam niecały kilometr w 15 minut. Niestety, nie mogę (czy mogę?) ustawić parametru "marszobieg", więc wynik jest... wiadomo... ;]

Wniosków mam kilka.
Przede wszystkim wydolność organizmu podczas biegania marna. Zadyszka i ogólna masakra.
Ale - o dziwo - podobało mi się. Wow.
Muszę sobie muzę na telefon wrzucić, może będzie się lepiej biegało. Chociaż nie wiem, bo mam tendencje do niekontrolowanego śpiewania i tańczenia. Bieg + śpiew = zadyszka szybciej, bardziej. A jak jeszcze dojdą dziwne podskoki, to cóż... dziwowisko gotowe. Zadyszane i spocone, heh... ;]

No :)

sobota, 27 kwietnia 2013

Jestem w desperacji

Fakt, z ćwiczeniami jest różnie.
Ale jem znacząco mniej.
I co? I dupa blada. Waga, zamiast spadać, rośnie.
Noszsz kurde!

Wobec czego jestem zdesperowana. Spróbuję rzeczy ostatecznej. Czegoś, czego szczerze nie cierpiałam przez całą swoją karierę szkolną. I dorosłość kojarzy mi się m.in. z wielką ulgą, że już nikt nigdy nie zmusi mnie do tego.
Do biegania...

Ale jestem w desperacji, jak już wspomniałam.
Spróbuję.
Nikt mnie nie zmusza. Żadnych nacisków zewnętrznych, żadnych ocen.
Tylko wizja śmiertelnej zadyszki po trzech minutach.

Zaczęłabym od dziś, ale myśl powstała w trakcie wieczornej kąpieli. Po nocy biegać nie będę.

Trzymajta kciuki, żebym wytrwała do jutra w swym postanowieniu.