niedziela, 28 kwietnia 2013

Jaa cieee!

Udało się.
Wytrwałam w postanowieniu i poszłam pobiegać.
No ok, powiedzmy... hmm... wykonać marszobieg.
I wróciłam o własnych siłach. I żyję! Mało tego - przepełnia mnie podejrzana energia... ;]

Ale żebyście nie myśleli, że pokonałam jakiś mega dystans. O nie...
Endomondo poinformowało mnie, że przebiegłam niecały kilometr w 15 minut. Niestety, nie mogę (czy mogę?) ustawić parametru "marszobieg", więc wynik jest... wiadomo... ;]

Wniosków mam kilka.
Przede wszystkim wydolność organizmu podczas biegania marna. Zadyszka i ogólna masakra.
Ale - o dziwo - podobało mi się. Wow.
Muszę sobie muzę na telefon wrzucić, może będzie się lepiej biegało. Chociaż nie wiem, bo mam tendencje do niekontrolowanego śpiewania i tańczenia. Bieg + śpiew = zadyszka szybciej, bardziej. A jak jeszcze dojdą dziwne podskoki, to cóż... dziwowisko gotowe. Zadyszane i spocone, heh... ;]

No :)

4 komentarze:

  1. Pięknie! Też zaczynałam od marszobiegu, a dziś przebiegłam 12km;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo, ja z 8 lat nie biegałam. Ostatnio na WF po 100 m już miałam dosyć, ale fajnie tak się wymęczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest początek, ja zaczynała od 45 sekund biegu i 4 min marszu dla uspokojenia organizmu. Ważne żeby wytrwać świetnie ci idzie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki :)
    Dziwne, ale już nie mogę się doczekać mojej pory biegowej ;]

    OdpowiedzUsuń